Aveiro to urocze miasto. Cały wieczór, jaki pozostał mi po zwiedzaniu parku naturalnego, przeznaczyłem na spacerowanie po uliczkach. Największe wrażenie zrobiły na mnie tradycyjne łodzie, cumujące na kanale portugalskiej Wenecji.
Kolorowe portugalskie łodzie rybackie w Aveiro
Dach katedry św. Dominika w Aveiro
Tego wieczoru postanowiłem nie oszczędzać na jedzeniu. W jednej z restauracji zamówiłem tradycyjne portugalskie danie – dorsza oraz zielone wino. Całość kosztowała 15 euro i – naprawdę było warto! Myślę, że długo będę wspominać, jak mi wtedy ta ryba smakowała. Właściwie, to będę wspominać również mieszkającego w Szwajcarii Włocha, z którym rozmawiałem podczas kolacji prawie godzinę. O czym? Jak to z Włochem – o życiu :)
Współczesne portugalskie osiedle
Pozytywny nastrój, w jaki wprawiło mnie Aveiro zbladł nieco następnego dnia, głównie za sprawą nowoczesnego blokowiska, na które przypadkiem trafiłem.
Typowe portugalskie blokowisko
Ale najbardziej nieciekawą sprawą były nieregularne autobusy oraz kierowcy, z którymi ciężko dogadać się po angielsku. Autobus do Leirii, kolejnej miejscowości na mapie moich odkryć, udało mi się złapać dopiero około 14. Na szczęście jechałem linią Rede Expressos, obsługującą połączenia w całej Portugalii (standard podobny jak w Polskim Busie, ale zdecydowanie więcej miejsca na nogi i bagaż podręczny).